W NASZYM DOMU…
… w czasie ŚWIĄT jest bardzo kameralnie, nie mamy dużej rodziny w zasadzie jest tylko nasza czwórka i dwie mamy plus Julian. Ale i tak jest taki chaos, że ja oddaje prawie całe pole w kuchni i naprawdę do niczego się nie wtrącam. Wszystko mi smakuje, zjadam ukochane pierogi mojej mamy i na nic nie grymaszę, co się uda to się uda a co się nie uda też jest dobre. Ja jestem od prezentów, pakowania, dekorowania i zmywania ( dosłownie po pralce, wysiadła zmywarka). Najbardziej lubię pierwszy dzień świąt kiedy dziewczynki już nie na takich emocjach, w kuchni nic się nie robi tylko podgrzewa, odgrzewa i parzy herbatę, kiedy gramy w gry, oglądamy książki i czytamy a babcie zapodają w drzemkę przy kolędach. Lubię wieczór, świece, latarnie i światła choinek, te ostatnie bardzo w różnych konfiguracjach, nie tylko na choince. Wieczorem chodzę i zaplam wszystkie, patrzę przez okno jak świecą u innych. Choinka mimo moich różnych planów, zawsze jest kolorowa. W tym roku miała być biała, ale zrobiłam próbę i ubrałam w papierowe bombki w kolorze pudrowego różu, śliczna była, minimalistyczna ale miała w sobie taki smutek, no i nie było bombki KRYSIA, dzwoneczków, serc, grzybków, cukrowych laseczek… , pudła z ozdobami wyciągnęła Polka, Bianka zdjęła wszystkie powieszone przez mnie ozdoby i zaczęło się prawdziwe, radosne ubieranie włącznie ze zbiciem kilku, szklanych bombek i głośnym śpiewem „Dzisiaj w Betlejem”. Jest piękna. Brakuje mi śniegu a raczej tego nocnego spaceru i skrzypienia wydobywającego się spod butów, pewnie większość z nas lubi puste ośnieżone ulice i ciszę… . Lubie podtrzymywać, że widziałam mknącego Mikołaja w saniach i że słyszę dzwoneczek. Dziewczynki całkiem poważnie kiwają głowami a Pola palcem pokazuje gwiazdki na niebie. Ile jeszcze takich gwiazdek przed nami… , chociaż w Mikołaja się wierzy lub nie a wiek tu nie ma nic do rzeczy. Miłego świętowania.
[ad name=”Responsive”]